Wczorajsza ‘Kołysanka’ rozbudziła we mnie jakieś mieszane uczucia. Jeśli chodzi o wampiry, to dla mnie tylko ‘Wywiad z wampirem’ i ‘Od zmierzchu do świtu’ rządzą, potem może saga z wampirami i wilkami S. Meyer, pod warunkiem jednak, że wilk popierdala bez koszulki i długich włosów. ‘Kołysanka’ to film rodzinny. Nie jest straszny, nie ma przekleństw, nie ma też zbyt wielu żartów i jajów, a ja ciągle tęsknię za Machulskim z czasów ‘Kilera’. Ale klimacik zachowany, wampirki blade, z podkrążonymi oczami, co z kolei sprawia, że ja się też zastanawiam, czy nie należę do tego gatunku. Nie ma szału. Towarzyszowi się podobało, ale on dziwny jest.
Przyjechaliśmy, wyszłam z samochodu i przeraziło mnie jak jest jasno. Pełnia. Księżyc w zasięgu ręki. BOSKO!!!
Wyszło tak:
I wyspałam się strasznie. Do bólu. Przeczytałam dwie książki do magisterki, które przerobiłam na kolejne 2 strony mojej pracy. Ten rozdział ma już jakąś kosmiczną liczbę stron i ciągle rośnie.
No i znalazłam na allegro suknię, taką cudowną, zwiewną kolorową. A, że w tym roku wakacje z piaskiem i morzem będą, więc kuszona jestem i uwodzona.
...a jednak nie potrzebuję wiele do pełni szczęścia.
I chrapie. Nie ma to jeszcze potwierdzenia naukowego, tudzież w postaci jakiegoś nagrania, ale ponoć chrapię, przy jednoczesnym strasznie czułym śnie.